Toksyczne relacje z ludźmi drastycznie obniżają jakość naszego życia. Niestety, bardzo często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Najczęściej winą za to obarczamy okoliczności, swoją niedoskonałość, albo trudną sytuację. Bywa nawet, że robimy sobie wyrzuty, kiedy zauważymy, że czyjaś obecność nas irytuje – bo przecież powinniśmy być wyrozumiali, jesteśmy zbyt dobrze wychowani, by zdecydowanie zareagować. Akceptujemy stan rzeczy także wtedy, gdy już jesteśmy pewni, iż któryś z naszych znajomych nas wykorzystuje, albo podnosi sobie naszym kosztem poczucie własnej wartości. Tłumaczymy go/ją, staramy się zrozumieć i tym samym utwierdzamy w przeświadczeniu, że tak musi być.
Przez długie lata, tkwiąc w takich właśnie relacjach towarzyskich, byłam przekonana, że to moja wina, że ze mną jest coś nie tak, bo nie pasuję i odstaję, być może jestem głupsza od reszty, albo mniej ogarnięta. Ale nie łączyłam tego absolutnie z osobami, z którymi się spotykam. Przecież to moi znajomi, przecież mnie lubią, przecież im też zależy…. zresztą jak bez nich żyć? Samotnie. Jak odludek.
I nagle otrzeźwiałam. Zobaczyłam z boku, jak te relacje naprawdę wyglądają, ile daję innym, ile w zamian dostaję. A ten bilans MUSI SIĘ ZEROWAĆ. W przeciwnym razie równowaga zostaje zaburzona i zawsze któraś ze stron będzie czuła się pokrzywdzona. I kiedy zrobiłam taki rachunek, musiałam podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu – jak najszybciej zakończyć niemal wszystkie dotychczasowe znajomości. Pamiętam ten moment: nagle poczułam się tak mała i bezbronna, samotna, oderwana od stada. Ale moje wewnętrzne „ja”, wewnętrzny głos mówił głośno i wyraźnie: „Zrób to, a nie pożałujesz”. I nie żałuję. Od tamtego momentu zrywałam wiele znajomości i nawiązywałam wiele nowych. Nigdy okres towarzyskiej pustki nie trwał dłużej niż 2 tygodnie. Bo rezygnując z toksycznych znajomych, robimy miejsce dla zdrowych relacji z innymi. Ciągle kogoś spotykamy, niemal codziennie poznajemy kogoś nowego, nie ma więc możliwości, by pozostać samotnym, jeśli tego nie chcemy. Ale należy mieć mieć świadomość, że to od nas zależy kogo zapraszamy do swojego świata. W moim odczuciu lepiej pobyć w tym świecie samemu, niż pozwolić na zatruwanie go przez nieodpowiednich ludzi.
Czasami jednak życie zmusza nas do podtrzymania niezdrowej relacji, wbrew naszej woli. Tak dzieje się na przykład w pracy. Pół biedy, kiedy toksyczna jest tylko jedna osoba (bo można się od niej jakoś odizolować lub ograniczyć kontakt do niezbędnego minimum), gorzej, gdy całe otoczenie jakoś dziwnie nasiąknęło niską energią i skutecznie zatruwa nią wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu. Przerobiłam to wiele razy. Bywało, że po wyjściu z jakiegoś spotkania miałam wrażenie, że oblepiła mnie wstrętna, gęsta, lepka maź, którą czułam na całym ciele. Albo z niewiadomego powodu, nagle zaczynałam czuć się coraz słabiej, coraz gorzej, stawałam się przygnębiona, albo rozdrażniona. Jakaś tajemnicza siła wysysała ze mnie energię i radość życia. Co wtedy? Przecież nie nie da się zmienić pracy z dnia na dzień, albo wymienić ludzi, na których jesteśmy skazani zawodowo. Tu nie my decydujemy o tym, z kim przyjdzie nam się spotkać, rozmawiać, negocjować czy współpracować. Na szczęście na to także są sposoby.
Najważniejsze, to mieć świadomość, że w danym otoczeniu, w kontakcie z konkretnymi osobami, dzieje się z nami coś niedobrego. Kiedy to zauważymy, automatycznie nabieramy większego dystansu, dzięki czemu zaczynamy obserwować sytuację z boku. A to daje nam możliwość dostrzeżenia i przeanalizowania wzorców zachowania osób toksycznych: co mówią, jak mówią, jak reagują itp. W większości przypadków jesteśmy w stanie dość szybko je rozpracować, a dzięki temu zyskać przewagę – bo możemy przygotować się zawczasu na ich ataki i podstępy, wybrać odpowiednią strategię i odpowiednio się ufortyfikować. Możemy się zaimpregnować na ich niską energię, na wredny charakter, albo paskudne przyzwyczajenia. Minimalizujemy potencjalne straty – energetyczne, emocjonalne i psychiczne. Bo dlaczego to my mamy ponosić koszty cudzych problemów?
Jeśli nie damy takiej energii dostępu do siebie, jeśli nie pozwolimy sobie na określony rodzaj traktowania przez innych, zaczynamy świadomie zarządzać emocjami – własnymi i cudzymi, a dzięki temu łatwiej przetrwać nam nawet w najbardziej skażonym towarzystwie.
foto: uwe lol/freeimage.com