Czy w zabieganym, bezdusznym świecie, w którym trzeba walczyć o tak wiele rzeczy, jest miejsce na zwykłą, prostą i beztroską radość życia? Czy codzienne zmagania z rzeczywistością, brakiem pieniędzy, nielubianą pracą, problemami ze zdrowiem, poczuciem osamotnienia i beznadziei dają chociaż cień szansy na to, że i nam będzie kiedyś dane zakosztować jej słodkiego smaku? Że poczujemy w końcu, że życie to dar, a nie kierat i będziemy mogli z wdzięcznością docenić jego uroki? Im mam więcej lat na karku, tym bardziej jestem przekonana, że tak. Ale jest pewien warunek… tak naprawdę jest ich kilka, ale nie chciałam Was zniechęcać 😉
Zacznijmy jednak od początku. Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że żyjemy w kulturze, która zdecydowanie nie ma zaufania do ludzi szczęśliwych i zadowolonych. Wydają nam się naiwni, uważamy, że nie znają prawdziwego życia, przyklejamy im łatkę lekkoduchów, prorokując z nieukrywaną satysfakcją, że jeszcze się przekonają na własnej skórze co to znaczy pobyt na tym łez padole. Zupełnie tak, jakby pogodny stan ducha uniemożliwiał a priori świadome, mądre i pełne doświadczeń życie.
Z drugiej zaś strony żyjemy w głębokim przeświadczeniu, że to, co najlepsze albo już dawno za nami, albo czeka na nas w dalekiej przyszłości. Nigdy nie wydarza się właśnie teraz, zawsze brakuje tego czegoś, co sprawi, że będziemy zadowoleni w stu procentach w chwili, która właśnie trwa. Zatapiamy się zatem we wspomnieniach, z lubością oddając się we władanie dawno przebrzmiałym emocjom i uczuciom. Albo snujemy plany i robimy obliczenia ile nam jeszcze do pełnego szczęścia brakuje – 5, 10 tysięcy złotych, awansu, domu, samochodu, roku, pięciu lat i już… już… będziemy zadowoleni. Wtedy już na pewno! Bo teraz, to nie za bardzo. Tyle rzeczy jest ciągle do zrobienia, nie ma się jeszcze z czego cieszyć.
„Jeśli naprawdę chcemy na sto procent przeżyć spełnienie naszych marzeń, zacznijmy już teraz uczyć się na sto procent przeżywać każdy moment. Jeśli tego się wcześniej nie nauczymy, wszystkie wielkie radości będą znacznie mniejsze, niż się spodziewamy.”*
A tajemnica radości życia leży w tym, by umieć dostrzec, że każda mijająca chwila jest niepowtarzalna, każda niesie jakąś naukę. Że świeżo zaparzona herbata ma cudowny smak, że niebo mieni się kolorami, że deszcz w każdej kropli odbija cały świat, że mogę usiąść w ulubionym fotelu, że żyję i mam się dobrze. Ale żeby tego wszystkiego doświadczyć, trzeba się zatrzymać, trzeba nauczyć się uważności, świadomości siebie i świata, zakotwiczyć w tu i teraz. Wtedy dopiero możemy zachwycić się drobiazgiem, możemy docenić to co mamy, a jeśli czegoś nam brak – możemy nie lgnąć do tego pragnienia, możemy uwolnić się od roszczeń i oczekiwań. Bo gdy mamy w końcu możliwość przyjrzenia się swojemu życiu, najczęściej okazuje się, że tak naprawdę niczego nam nie brakuje, mamy wszystko, czego nam trzeba. Braki odczuwa jedynie nasze roszczeniowe ego uwarunkowane wychowaniem, kulturą, otoczeniem. Ono uważa, że musi mieć dom, bo w mieszkaniu jest takie… niepełnowartościowe, że nie ma czasu na zachwyt nad byle kwiatkiem, bo musi walczyć, ścigać się, udowadniać.
„Jeśli chcesz wiedzieć, co to znaczy być szczęśliwym, popatrz na kwiat, na ptaka, na dziecko. To są doskonałe obrazy królestwa. Żyją oni bowiem chwilą w wiecznie otaczającym tu i teraz, bez przeszłości i bez przyszłości. Oszczędzono im więc poczucia winy i niepokoju, które tak bardzo dręczą ludzi i przepełnia ich czysta radość życia. Rozkoszują się nie tyle osobami czy rzeczami, ile życiem samym w sobie.”**
I w tej pogoni, w tym wyścigu tracimy nie tylko radość życia, ale także samo życie. Nie wiemy, że żyjemy, bo nie mamy czasu tego zauważyć. Dlatego zachęcam do zatrzymania i rozejrzenia się wokół, do pięciu minut relaksu lub medytacji dziennie, do wyciszenia. Wtedy, ku własnemu zdziwieniu odkryjemy, że powodów do radości mamy „po kokardę”. A ta radość przeniknie nas całych, zaczniemy inaczej rozmawiać z ludźmi, inaczej reagować, będziemy bardziej przyjaźni, tolerancyjni i wyrozumiali. Będziemy bezinteresownie obdzielać innych dobrą energią. I nie musimy nic mówić. Właściwie to nawet lepiej, jeśli nie będziemy trąbić na lewo i prawo jaki to świat nagle stał się piękny. W moim przekonaniu, im więcej o tym opowiadamy, tym mniej jesteśmy autentyczni. Jak słusznie zauważyła Donna Farhi: „zawsze jestem podejrzliwa wobec ludzi, którzy wygłaszają anielskie proklamacje o tym, jakie wszystko wokół nich jest piękne i świetliste”***. Jeśli bowiem naprawdę czerpiemy radość z życia, to będzie pierwsza rzecz, jaką zobaczą w nas ludzie, nie musimy ich do tego przekonywać.
* Artur Przybysławski, „Pustka jest radością” Wydawnictwo Iskry, 2010
** Anthony de Mello „Wezwanie do miłości”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 1994
*** Donna Farhi „Joga. Sztuka życia”, Wydawnictwo Ręczna Robota, 2011
foto: Shirley B/freeimages.com