Jednym z wyznaczników wejścia na duchową ścieżkę jest porzucenie dualnego podejścia do rzeczywistości. I to musi przyjść samoistnie, razem z doświadczeniem, ponieważ nie da się tego ani nauczyć, ani zrozumieć. Nawet jeśli wydaje nam się, że wiemy w czym rzecz, prawdziwe zrozumienie bierze się z głębokiego wglądu, a nie z analizy. Dualizm towarzyszy nam niemal przez całe życie. Dość wcześnie uczymy się oddzielać siebie od świata zewnętrznego, od innych ludzi, we wczesnym dzieciństwie dowiadujemy się co jest dobre, a co złe, co białe, a co czarne. Uczymy się też, że między tymi wartościami zawsze biegnie nieprzekraczalna granica. Wszystko jest takie ALBO takie, nie ma innej możliwości.
Oczywiście, taki uproszczony sposób postrzegania rzeczywistości pozwala nam nieco ją uporządkować i jakoś ogarnąć, aby móc się w niej w miarę swobodnie poruszać. Tworzymy zatem coraz to nowe podziały, zakładając, że każdy z elementów rzeczywistości, po jednej lub drugiej stronie tej granicy, stanowi odrębny, niezależny byt. I tak właśnie pielęgnujemy w sobie dualny umysł. Powstaje zero – jedynkowy podział, bez przyzwolenia na płynność, niejednoznaczność, na brak wyrazistości.
Jednak ten sposób myślenia oddziela nas od innych i od reszty świata, czyni z tego, co na zewnątrz nas “substancję” niebezpieczną, a w najlepszym przypadku niechcianą. Tworzymy mentalne zasieki, okopując się szczelnie we własnych przekonaniach i poglądach. Nie chcemy dostrzec, że indywidualne, niezależne i oderwane od innych “ja” nie istnieje. Tworzymy zatem pojęcia i teorie, które mają usprawiedliwić ten wszechobecny podział: państwa i narody, grupy społeczne, ideologie polityczno – gospodarcze, byle tylko utrwalić granice i usprawiedliwić ich istnienie. Szukamy w tym celu wrogów, bo tak najłatwiej utrzymać dotychczasowy stan rzeczy. Nic tak skutecznie nie odbiera ludziom mądrości, jak strach.
Dualny podział zawsze prowadzi do cierpienia. Porównujemy się nieustannie z innymi, oceniamy własną wartość w odniesieniu do tego, co reprezentują lub posiadają inni ludzie. Dodajemy więc sobie lub ujmujemy na podstawie urojeń, wyobrażeń, iluzji. Oddzieleni od innych, pielęgnujący swoją odrębność, stawiamy też rzeczywistości oczekiwania, których nie może spełnić. Dualny umysł jest ściśle związany z ego i silną potrzebą podkreślania własnej wyjątkowości. Lubimy myśleć o sobie jako samotnych wyspach, istotach, które same dochodzą do wszystkiego, które mogą żyć w oderwaniu od środowiska i natury, od innych ludzi i innych gatunków. Ależ to aroganckie! I jakie niemądre! Nikt z nas nie może przetrwać odizolowany od świata. Zawsze od kogoś zależymy i zawsze ktoś zależy od nas. Choćby dzieliły nas tysiące kilometrów. Musisz coś jeść, musisz się ubrać, musisz gdzieś mieszkać, potrzebujesz leków, dróg i szkół.
Im bardziej zaś jesteśmy oddzieleni, tym bardziej ostatecznie cierpimy. Dlatego tak ważne jest, aby wyjść ponad ten podział, aby zrozumieć, że to tylko iluzja, którą z lenistwa i wygody bierzemy za prawdę. Za tą iluzją odkryjemy, że cała rzeczywistość nie jest dualna, a jedynie biegunowa, są dwie strony tego samego medalu. Nie ma czegoś takiego, jak dwa odrębne „byty”, ponieważ wszystko jest ze sobą połączone i jedno wynika z drugiego. My wolimy jednak jasne podziały, bo łatwiej dokonać wyboru, nie trzeba przebijać się przez niuanse, nie trzeba interpretować, bo wszystko jest pewne i jednoznaczne. Daje więc nam poczucie spokoju, oszczędzając czas i energię. Na samą myśl, że coś może być dobre i złe równocześnie, zaczyna boleć nas głowa, nie chcemy wnikać w filozoficzne wywody, ani brać odpowiedzialności za własne wybory i decyzje.
Jeśli zaś przyznamy, że rzeczywistość nie jest dualna, że to wspólna matryca dla wszystkiego, co istnieje, że na podstawowym poziomie nie ma żadnej różnicy, a co więcej, że wszystko jest od siebie zależne nawzajem, wówczas mamy wrażenie, jakbyśmy obudzili się z głębokiego snu. Zaczynamy patrzeć na świat zupełnie inaczej. Niby wszystko jest takie samo, jak wcześniej, jednak dostrzegamy to, co do tej pory było niewidoczne – sieć połączeń i współzależności tworzących cały wszechświat. Tu nic nie jest przypadkowe, wszystko ma swoje miejsce i sens, wszystko wpływa na wszystko inne, nawet jeśli na pierwszy rzut oka te koherencje nie są oczywiste.
Starożytni myśliciele nazwali to siecią Indry. Siecią, której łączenie każdego oka ozdobione jest kryształem. W każdym takim krysztale odbijają się wszystkie pozostałe, odbija się cała sieć. Jednak wystarczy pociągnąć za nić, aby cała sieć się popruła, a kryształy rozbiły. Wszystko jest bowiem współzależne od siebie, wszystko tworzy jedną, nierozerwalną całość.