Gdybym miała wskazać jedną rzecz, jaką daje nam medytacja, coś, co jest największym profitem z jej praktykowania, wybrałabym rozwój Świadomości — takiej przez duże „Ś”, świadomości życia, świata, emocji, siebie i innych. Świadomości wrażliwej, troskliwej, dającej schronienie, a tym samym poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa i spokoju. Bo od tego rodzaju świadomości tak naprawdę wszystko się zaczyna i na nim wszystko się kończy. To ona niesie za sobą uważność (ang. mindfulness), przytomną obecność w teraźniejszości, dzięki niej możemy skutecznie zarządzać swoimi emocjami i myślami, bo wreszcie możemy im się przyjrzeć bez utożsamiania się z nimi, możemy podejmować dobre decyzje i unikać wszelakich mód i fanaberii.
To nie żadne czary-mary, ale właśnie przebudzona z letargu Świadomość, która pozwala żyć pełnią życia i doświadczać radości istnienia bez konieczności rzucania się z urwiska na bungee, skakania ze spadochronem (lub bez niego), ścigania się z odrzutowcem. Tyle samo pozytywnych emocji i radości może dać pełne uważnej świadomości obserwowanie obłoków na niebie czy słuchanie śpiewu ptaków. Trzeba tylko umieć to robić.
Niekontrolowane myślenie, połączone z niepoddawanymi refleksji stanami emocjonalnymi, może wywołać wiele cierpienia — w nas samych, w innych, a bywa, że i w świecie. *
Biorąc własne myśli za prawdę, stajemy się ofiarami iluzji, którą tak chętnie wykorzystuje potem nasze ego do tworzenia nawyków, opinii, reakcji i zachowań. Dlatego tak ważne jest bycie świadomym swoich myśli i ich jakości. Na początku wydaje się to dziwne, ponieważ tak bardzo utożsamiamy się z tworami kreowanymi w naszych głowach, że uwalniając się od nich, możemy mieć poczucie utraty cząstki siebie. Żyjemy w paradygmacie ustanowiony przez Kartezjusza: myślę, więc jestem. A jednak to właśnie wyjście poza własne myśli, świadomość samego aktu myślenia „może nam przywrócić równowagę i dzięki niej nasze myśli przestaną rządzić naszym życiem bez naszej wiedzy”. **
Pewnie część z Was w tym momencie głośno zaprotestuje, twierdząc, że stale kontroluje swoje myśli. Czy rzeczywiście? Czy nie jest przypadkiem tak, że to właśnie myśli kreują naszą wewnętrzną rzeczywistość? Czy nigdy Ci się nie zdarzyło złapać się nagle na tym, że prowadzisz w głowie jakąś dyskusję, tworzysz scenariusze wydarzeń, piszesz dialogi i kolejne sceny i nawet nie wiesz, jak długo to już trwa i od czego się właściwie zaczęło? Jesteś tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważasz, co się dzieje wokół Ciebie. Kto tu zatem kim zarządza? Być może powiesz, że w ten sposób wszystko analizujesz i planujesz, by przygotować się do w pełni świadomego życia. No dobrze. Przypomnij sobie zatem ostatnie tego typu myślowe wycieczki. Czego dotyczyły? Czy wniosły coś rzeczywiście mądrego i wartościowego do Twojego życia? A może jedynie utwierdzały Cię w Twoich własnych opiniach, zamykając całkowicie na możliwość zmiany perspektywy? Czy przypadkiem nie przypominały sytuacji, którą Donna Farhi opisuje następująco:
„Umysł zamiast trwać w skupieniu, w zadziwiającym tempie dryfuje w stronę wydarzeń z przeszłości. Nawet nie zauważymy, a już rozmyślamy o tym, co powinniśmy byli komuś powiedzieć 10 lat temu (gdyby tylko nie zawiódł nas refleks), co on by odpowiedział i jak byśmy na to zareagowali. Tak oto w naszej głowie rozegrała się właśnie półgodzinna opera mydlana, z typowymi dla niej emocjami — od wściekłości po przeświadczenie, że to my mieliśmy rację. Może się także zdarzyć, że zaczynamy fantazjować na temat osoby, która siedzi obok nas na kursie wyjazdowym i zanim tydzień dobiegnie końca, przeżyliśmy już zaloty, romans, małżeństwo i rozwód, chociaż nawet nie wiemy jak ta osoba ma na imię?” ***
Z czysto praktycznego punktu widzenia świadomość swoich myśli i związanych z nimi emocji to jeden z najważniejszych profitów, które przynosi medytacja. Nasze ciało nie odróżnia emocji wywołanych realnymi zdarzeniami od tych, które są wzbudzane przez wyimaginowane sytuacje — w obu przypadkach reaguje dokładnie tak samo. Bez względu na to, czy faktycznie stoimy w obliczu niebezpieczeństwa, czy tylko o nim myślimy, ściska nam się żołądek, mięśnie napinają się, gotowe do działania (ucieczki albo walki), oddech przyspiesza. O ile w momencie realnego zagrożenia takie reakcje są bardzo pożądane, o tyle w sytuacji wirtualnej są całkowicie zbędne, a co gorsza, mogą być groźne dla naszego zdrowia.
W ten sposób bowiem hodujemy w sobie stres i wszystkie jego negatywne skutki — od depresji po nowotwory. Dlatego tak ważna jest świadomość tego, w jakim stanie się znajdujemy. Douglas M. Burns napisał:
„Wraz ze wzrostem doświadczenia i samozrozumienia, w momencie gdy docenimy charakter i jakość naszych własnych uczuć, odkryjemy, że pozytywne emocje (miłość, współczucie itp.) same w sobie są pełnowartościowym doświadczeniem, niezależnie od dogmatów religijnych. Odkryjemy też, że pragnienie, niechęć, żądza itp. wywołują w nas niepokój i tym podobne nieprzyjemne doświadczenia, które uniemożliwiają nam pełną realizację szczęścia powstałego z miłości i spokoju umysłu. Jasne
staje się, że głównym celem i bodźcem do medytacji jest doskonalenie pozytywnych uczuć i uwolnienie się spod jarzma negatywnych” ****
Medytując, pielęgnujemy owo samozrozumienie, ową samoświadomość. Lepiej rozumiemy własne ciało, umysł i psyche, zaczynamy nad nimi panować, ale także dobrze o nie dbać. Rozpoznajemy swoje potrzeby i umiemy odróżnić je od chwilowych zachcianek, podświadomie czujemy, co nam szkodzi, a co pomaga. Nabieramy większego dystansu, a także zyskujemy większy spokój. Możemy uwolnić się od niechcianych zachowań, negatywnych przyzwyczajeń, powierzchownych ocen. Stajemy się bowiem przy okazji bardziej
uważni i dostrzegamy coraz częściej to, co ukryte pod powierzchnią.
fragment pochodzi z mojej książki „Odczarować medytację” Wyd. Sesnus 2017
*Jon Kabat-Zinn, „Praktyka uważności dla początkujących” , Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2016, s. 45
** ibidem
*** Donna Farhi, „Joga. Sztuka życia”, Wydawnictwo Ręczna Robota, Warszawa 2011, s. 130
**** Douglas M., „Buddyjska medytacja i psychologia głębi”, Sasana.pl, s. 5